poniedziałek, 6 października 2014

Wieczór z Feniksem, Olbrichem, Moniką i Olkiem – bezcenny!


Że tak na szybko powiem, trochę grozy w moim domu. Kiedy zegar tyka na dwudziestej czterdzieści pięć, ja siedzę w sklepie ze znaczkami u Olka, raczę się piwkiem, odczytuję tajne symbole w najdziwniejszych miejscach, poznaję dziwne miejscowości będące symbolem kultu dla pronazistowskich organizacji i zastanawiam się jakie będzie wyjaśnienie wzystkich "paranienormalnych sytuacji", jakich doświadczam.

Zadając sobie pytanie, dlaczego akurat Olek, Olbrich  i Monika i ja też – tak trochę na doczepnego – mamy rozwiązać zagadkę odradzającego się Feniksa i dlaczego to akurat nam się przydarzyło? – przeczytałem  w moim dzienniku książkowym, aktualizowanym na bieżąco, podczas oglądania oczami mojej wyobraźni różnych czytadełek, ciekawą historię. Posłuchaj.



Jechałem kiedyś tramwajem linii Stephen King, było extra i strasznie zarazem. Zawsze, kiedy wyjeżdżam tym tramwajem – spodziewam się zapierających dech w piersiach widoków, ale dziś – z całą stanowczością stwierdzam – że tramwaj linii S. King chyba się popsuł. Bo widoki, jakie zapewnia mi motorniczy linii „Filatelista” są na dzień dzisiejszy o niebo lepsze. Co ja plotę? Chyba o niebo straszniejsze. 



Dasz wiarę?! – że polski autor, chyba mało znany, właśnie wypiera rzekomego mistrza horroru?!



Apokalipsa na ulicach Poznania będąca obrazem wszystkich krwawych wydarzeń od tysiąc dziewięćset dziewiętnastego roku do dwa tysiące piątego nie pozwala na nudny relaks. I to jeszcze w Wigilię dwa tysiące piątego roku! Czuję ten ból, tą krew, ten strach i tą grozę. Całe szczęście, że to wszystko już po za nami, to znaczy teoretycznie, bo praktycznie jestem w samym środku tych wydarzeń.



A tu jeszcze zagadka Feniksa do rozwikłania czeka. A czas ucieka.



Dobra, tak na chwilę wyskoczyłem z „Filatelisty” Zbigniewa Wojtysia, tak po prostu, żeby na bieżąco zrelacjonować przebieg moich myśli. Może zostanę tym dla książek, czym M. Borek został dla meczów piłkarskich... tak sobie tylko głośno piszę.



Wskakuję w „Filatelistę”… paaaaaaaa! nie zapomnij o muchomorkuuuuuuu!!!! – dało się słyszeć z otchłani „Filatelisty” do któreg wskoczył, niczym Otylia Jędrzejczak do basenu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Miejsce na twoje przemyślenia.