poniedziałek, 4 sierpnia 2014

Ścieżki Chwały. Powieść o przeznaczeniu.

„Ścieżki chwały” to powieść inspirowana prawdziwymi wydarzeniami, gdzie marzenia, żądza sławy i tytułów, miłość, poświęcenie, rywalizacja i pasja splotły się w jednym wątku. To powieść o tym, że przed przeznaczeniem nie można uciec a przynajmniej, nie mógł uciec przed nim główny bohater historii – George Mallory.



George Mallory – nieznający strachu miłośnik przygód i wspinaczki żyje marzeniem, że pewnego dnia, jako pierwszy człowiek na świecie, zdobędzie najwyższy szczyt świata – Mount Everest. Hinks, członek Królewskiego Towarzystwa Geograficznego, można powiedzieć, że mroczna postać tej historii, stara się wykorzystać zdolności i aspirację Georga i za wszelką cenę chce doprowadzić do tego, żeby to właśnie Mallory, jako pierwszy człowiek, zdobył najwyższy „Dach  Świata”. Ale Hinksa nie obchodzą marzenia Mallorego, jego tylko interesuje to, aby pierwszym człowiekiem, który zdobędzie Mount Everest był Anglik. Nie interesuje go to, że Mallory posiada rodzinę, dla której jest w stanie poświęcić swoje marzenia i na dobrą sprawę już podjął decyzję, że chce wieść spokojne życie u boku żony, że chce zająć się dziećmi. Problem Mallorego polega na tym, że jego żona, Ruth, nie chce stawać na drodze przeznaczenia męża i sama, chociaż wbrew sobie i swoim uczuciom, namawia go na wyprawę. I chociaż szczęśliwa z tego powodu nie jest, potrafi to skrzętnie ukryć. Kiedy Mallory po pierwszej nieudanej próbie zdobycia szczytu postanawia zrezygnować ze swojego marzenia, Ruth – dla szczęścia męża i Hinks – dla chwały Anglii wysyłają go do Tybetu. Malorry podejmuje drugą próbę zdobycia najwyższej góry świata.



O ile fabuła nie jest skomplikowana to smaczku jej dodaje to, że jest oparta na prawdziwych wydarzeniach. Powieść na myśl przywodzi mi ludzi, którzy podpisują milionowe kontrakty w imię nowych dokonań. Czytając ją, myślałem o marionetkach w rękach milionerów, którzy stają się milionerami właśnie za sprawą kierowanych przez siebie marionetek. Zero talentu i chęci do pracy, zamiast chęci do pracy posiadają chęć bycia sławnym dzięki osiągnięciom kierowanych przez siebie ludzi. A to, że ludzie, którymi kierują nierzadko poświęcają własne życie i zdrowie, jakoś wcale ich nie obchodzi.  W postawie Mallorego podobała mi się jego decyzja rezygnacji z drugiej próby zdobycia Everestu na rzecz rodzinnego życia. Walka, jaką musiał on stoczyć sam z sobą bez wątpienia musiała być heroiczna. Niestety los zadecydował inaczej niż chciał Mallory – los zgotowany przez Hinksa z delikatną pomocą żony Mallorego. Ale Ruth akurat chciała dobrze, wiedziała, że w głębi duszy Mallory pragnie ten szczyt zdobyć. Dlatego należy oddać jej pokłony i szacunek.



„Ścieżki chwały” dają do myślenia pod wieloma względami, ale przede wszystkim pokazują dramat człowieka posiadającego pasję, pokazują  człowieka kochającego i odważnego, który, nietuzinkowo właśnie, dowodzi odwagi rezygnując ze swoich marzeń. Niestety na daremno, przeznaczenie i tak go znajduje.



Jakby nie było, „Ścieżki chwały”, to również powieść przygodowa i momentami przypominała mi klasykę tego gatunku – powieści Juliusza Verne’ a. 



Powieść czyta się szybko i przyjemnie, jest idealna na podróż pociągiem albo inne miejsce, gdzie niesprzyjające warunki zewnętrzne nie pozwalają zagłębić się w skomplikowaną treść. Z całą stanowczością muszę stwierdzić, że słowa „Sunday Times” na temat „Ścieżek chwały”, zamieszczone na tylnej części okładki, nie są przesadą. Nie żałuję, że przeczytałem „Ścieżki Chwały”, chociaż przyznam, że spodziewałem się czegoś innego. Spodziewałem się opowieści o człowieku, który z uporem byka będzie walczył o swoje marzenia a tu pstryk, powieść raczej o przeznaczeniu, o tym, że co się odwlecze, to nie uciecze.

1 komentarz:

Miejsce na twoje przemyślenia.